sobota, 31 grudnia 2011

Franck Provost

Czy czasem miewasz chęć na dużą zmianę? W życiu, pracy lub wyglądzie? Czasami mnie to się zdarza i ostatnimi czasy coraz częściej takie chęci wprowadzam w czyn. Ten rok był pod tym względem wyjątkowy i kiedy wczoraj wieczorem wpadłam na pomysł żeby "coś" zrobić z włosami, postanowiłam pomysł zrealizować.

Pech chciał, że pomysł miałam w przeddzień Sylwestra, czyli realizacja wypadła na ostatni dzień roku. I, jak wiesz, to taki termin który z dużym wyprzedzeniem jest rezerwowany we wszystkich salonach urody i salonach fryzjerskich. Znam tylko jeden salon, do którego nie trzeba się umawiać z wyprzedzeniem, to Franck Provost (dokładnie - sieć salonów sygnowanych nazwiskiem).

Z samego rana zadzwoniłam by się upewnić, że na 100% mogę wpaść by "coś" zrobić z włosami. Po parunastu minutach byłam już w salonie na ul. Nowy Świat. Niewielki ruch, obsługa sama przygotowywała się do Sylwestra (fryzury, makijaże), na powitanie zaproponowali wino musujące i posadzili w fotelu. Po chwili przyszła fryzjerka zapytała co chcę zrobić z włosami, kiedy dowiedziała się, że będzie to zmiana koloru, zapytała jaki kolor sobie życzę. Poprosiłam o pomoc w dobraniu koloru. Pomoc ograniczyła się do przytrzymania wzornika kolorystycznego i odwracania kolejnych stron :-/ Hmm... a ja liczyłam na fachowe doradztwo... Kiedy już wybrałam kolor, fryzjerka wyszła przygotować mieszankę kolorystyczną Z farbą przyszła praktykantka, która, zaczynając od grzywki, nakładała farbę (dotychczas nie miałam farbowanych włosów, ale mam wrażenie, że farbę powinno się nakładać od tyłu głowy). Kiedy skończyła nakładać farbę, włączyła stoper, zaproponowała coś do picia oraz gazety i po ich przyniesieniu zostawiła mnie na pół godziny (zaczęłam się niepokoić, że to dość długi czas, od momentu farbowania grzywki do zakończenia nakładania farby minęło już ok. 15 min.)Po tym czasie zaprosiła mnie do umycia włosów. Zmyła farbę, nałożyła odżywkę i ponownie zaprosiła na fotel. Wtedy znów pojawiła się fryzjerka i zapytała jak chce być uczesana. Znów przeliczyłam się licząc na jakąkolwiek inwencję. Krótko podsuszyła mi włosy i na tym zakończyła swoją usługę!
Byłam na tyle zła, że nie chciało mi się dopominać o dalsze suszenie włosów i ich rozczesanie, chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść!

I wyszłam. Zła i z mocno wilgotnymi włosami. Nie wiem czy bardziej jestem zła na siebie czy na salon fryzjerski. Jedno wiem na pewno, z usług salonu Franck Provost już nie skorzystam.

I jeszcze jedno - na żadnym z etapów usługi fryzjerskiej nie miałam rozczesanych włosów. Kiedy wróciłam do domu zauważyłam, że kolor jest dużo ciemniejszy niż ten, który wybrałam, a z  włosów zwisają mi mini-kołtuny - włosy, które powinny być rozczesane. Brrr..... jak dobrze, że po fryzjerze pojechałam do domu, a nie na spotkanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz